12 październik 2014
Nigdy nie pisałem pamiętnika. Dlaczego? Bo to głupie…
To trochę taki sposób wygadania się jeśli się nie ma przyjaciela któremu można by powierzyć swoje odczucia. Czytałem sporo opinii, że spisywanie swoich myśli na papier działa kojąco na umysł, pozwala odbiec myślami od rzeczy które się zdarzyły i nie dają nam spokoju, ale ja zawsze miałem wrażenie, że takimi rzeczami zajmują się tylko nastolatki na filmach i ludzie chorzy, którym psycholog polecił to w ramach leczenia. Albo by przekazać to potomnym którzy z jakiegoś powodu miałoby obchodzić co było w głowie kogoś kto dawno już wącha kwiatki od spodu. A teraz, gdy świat jest jednym wielkim polem kraterów po wybuchach robię to z czego śmiałem się przez całe dotychczasowe życie. Karma?
Nazywam się Michał Kwiatek i jestem jednym z ostatnich żywych ludzi na ziemi. A w każdym razie w okolicy bo widzicie nie specjalnie mam możliwość włączenia telewizji i sprawdzenia co się dzieje u naszych zachodnich sąsiadów czy na przykład w Ameryce czy innych Chinach. Fakt, próbowałem parę razy włączyć jakiś napotkany odbiornik ale bez większych sukcesów. Nawet nie chodzi o to, że nie mam umiejętności czy sprzętu, ale bomby atomowe mają to do siebie, że robią z całej elektroniki sieczkę z którą nawet technik z przed wojny miałby problem by przywrócić do stanu używalności. Ale dość dygresji, w końcu piszę o sobie, a nie o pieprzonej elektronice.
Gdy spadły bomby byłem na pierwszym roku studiów informatycznych na jednej z Warszawskich, prywatnych uczelni. Akurat pech chciał, że w momencie w którym rozległy się syreny byłem na wykładzie w Centrum czyli w chyba najgorszym możliwym miejscu. Nie dość, że było tam od groma spanikowanych ludzi to jeszcze schronienie jakie pierwsze mi przyszło do głowy – metro i jego środkowa stacja to jedno z najgorzej przygotowanych jako schron miejscówek w mieście. Gdyby nie to, że dzikim trafem znalazłem motocykl (w którego stacyjce były kluczyki!!) prawdopodobnie skończyłbym jak większość nieszczęśników którym nie udało się oddalić od pałacu kultury na odpowiednią odległość – martwy.
Wybuchy przeczekałem w piwnicy swojego bloku licząc na to, że nikt nie wpadnie na pomysł by bombardować jedną z najmniejszych dzielnic stolicy. Całe szczęście, że miałem rację. Sądząc po wybuchach w warszawę uderzyły dwie atomówki. Mogę się jednak mylić.
Przez długi czas siedziałem w kącie piwnicy i nie byłem pewien czy to co się zdarzyło i to co się dopiero miało wydarzyć to rzeczywistość czy sen. Książki, filmy, seriale czy nawet gry komputerowe nie są, a raczej nie były w stanie oddać tego co czujesz gdy masz świadomość, że na zewnątrz właśnie giną miliony jak nie miliardy niewinnych ludzi. Wszyscy kogo znasz, rodzina, przyjaciele czy nawet nauczycielka od niemieckiego z liceum której szczerze nienawidziłeś przestali istnieć. Od tak – byli, nie ma. Jak włączenie i wyłączenie telewizora. Zostaliśmy we dwójkę – ja i mój kot którego w ostatniej chwili zaniosłem do piwnicy…