13 październik 2014

Nie wiem co gorsze – strach przed wyjściem na zewnątrz, czy świadomość, że fala uderzeniowa która przelała się ulicami Warszawy zapewne naruszyła nie tylko fundamenty ale i cały budynek i w każdej chwili całość może się zawalić zamykając mnie w środku niczym chilijskiego górnika. Spędziłem całe trzy dni nie ruszając się z podziemi, jedząc dżemy, ogórki i pijąc alkohol – czyli rzeczy które ludzie składowali w piwnicach by nie zabierać miejsca w swoich stosunkowo niewielkich mieszkaniach. Problem był z kotem – mięsożerny zwierzak szybko osłabł i z braku pożywienia przesypiał większość czasu. Sąsiadka która podzieliła ze mną swój los znalazła butelkę wody której zużyliśmy trochę by pupil się nie odwodnił ale nie poprawiło to zbytnio jego stanu. On, brak jedzenia, brak światła, a przede wszystkim brak informacji o tym co dzieje się na dworze były tym co przesądziło o decyzji o wyjściu na zewnątrz.

Pierwsza wyszła moja sąsiadka – Ania. Nie słuchała moich próśb by poczekać chociaż jeszcze kilka godzin aż wiatr chociaż trochę rozwieje opad radioaktywny. Była pewna, że znajdzie jakiś działający telefon i odnajdzie swojego chłopaka. Równie dobrze mógłbym rozmawiać z moim kotem więc jedynie pomogłem jej pozbyć się barykady blokującej wyjście z piwnicy i nawet nie patrząc na zewnątrz schowałem się do środka. To był ostatni raz kiedy ją widziałem.

Od dziecka byłem fanem wszelkiej postapokaliptycznej literatury, filmów czy gier. Fakt, że większość z nich ma mało wspólnego z rzeczywistością, a scenariusze piszą ludzie którzy w życiu nie widzieli skutków promieniowania, ale jest w nas coś takiego, że gdy widzimy filmik w którym ludzie swobodnie chodzą po Czarnobylu, albo grę gdzie by nie napromieniować się zbytnio wystarczy nie pić skażonej wody i chodzić z włączonym licznikiem Geigera chcemy wierzyć, że właśnie tak by to wyglądało. Chcemy wierzyć, że to właśnie nam uda się uniknąć śmierci i radośnie hasać po świecie eksplorując opuszczone budynki niczym w uniwersum fallouta. Też tak myślałem dopóki nie nadszedł moment w którym fikcja stała się rzeczywistością.

Piszę ten wpis siedząc w najszczelniejszym ubraniu jakie udało mi się wykonać z tego co znalazłem w piwnicach. Rękawice ogrodnicze, foliowy płaszcz przeciwdeszczowy zawinięty ciasno naokoło ciała, kurtka, dżinsy, kalosze i maska zrobiona wydartego rękawa bluzy. Szkoda, że nie mam czym zrobić sobie zdjęcia, wyglądam pewnie jakbym próbował zrobić cosplay stalkera. Kolejny raz wychodzę na zewnątrz – do największego larpa jakiego miała nieszczęście doświadczyć ludzkość.