Na początku chciałem opisać tamten czas według schematu, no wiecie- Dzień pierwszy, dzień drugi i tak dalej. Porzuciłem ten pomysł, bo okazało się, że nie ważne czy był wtorek, piątek czy sobota- opisywałem w kółko to samo. Szarość, monotonia i strach. Bardzo dużo strachu.
Kiedy w oddali zaczęły spadać bomby, czy też wybuchać pociski zeszliśmy dla bezpieczeństwa do piwnicy, zabierając tylko troszkę jedzenia. Domyślaliśmy, że Katowice są bombardowane i choć nigdy nie byłem dość religijny zawzięcie modliłem się o bliskich. Siedziałem z głową schowaną między kolanami i co chwila nerwowo wyłamywałem palce. Pamiętam, że przeklinałem płyciutko położoną piwnicę, która dawała schronienie tylko na słowo honoru. Cholera, ona nawet miała okno! To właśnie przez ten niewielki kawałek szkła przedostało się do nas przeraźliwie jasne światło. Usłyszeliśmy jak coś wielkiego eksplodowało z dala od nas, a potem nastała upiorna cisza. Chwilkę potem zaczęły mnie boleć oczy, a to za sprawą tego dziwnego błysku. Bałem się zgadywać, co właśnie spadło na moje ukochane miasto. Tamtego dnia nie odważyliśmy się wyjść na zewnątrz.
Po nocy spędzonej na zimnej, piwnicznej posadzce w końcu wspiąłem się po schodach na górę, Marcin nadal nie chciał wychodzić, ale ja musiałem się rozchodzić. Potem już jakoś nigdy nie miałem ochoty na spacerki. Kiedy tylko przekroczyłem próg drzwi poczułem jak nogi mi zmiękły, serce zwolniło drastycznie. Jak daleko okiem sięgnąć, niebo było zasłonięte olbrzymią brudną chmurą. Może i nie miałem wielkiego pojęcia o rodzajach bomb, ale tyle pyłu w powietrze mogła wyrzucić tylko bomba atomowa, czy też jądrowa. Nie mam pojęcia ile czasu stałem tak jak słup soli wpatrzony w tę współczesną Sodomę, ale musiało to trwać dość długo. Z transu wybudził mnie mój pies, stojący na progu domu i szczekający zawzięcie. Biedna psina bała się nawet o krok wyjść poza próg, widać było, że chce żebym wracał. Spojrzałem ostatni raz na tę straszną chmurę… w ogóle się nie ruszała, zupełnie jakby cały świat zamarł. Wiatr zniknął całkowicie, a mimo pory roku było duszno i gorąco.
Kiedyś oglądałem serial, w którym ludzie panicznie bali się radioaktywnego deszczu. Kto mógł schował się do schronu lub kopalni, a ci, którzy musieli pozostać w domach zabezpieczali je szczelnie folią i taśmą. Tak też zrobiliśmy i my, choć dzięki temu w domu była okropnie wysoka temperatura. Piliśmy wtedy strasznie dużo wody i jakoś nie myśleliśmy o tym, że trzeba będzie ją oszczędzać, dlatego już kilka dni potem zaczęliśmy odczuwać jej braki. Jedzenia mieliśmy tylko nieznacznie więcej…
Jak się czuje człowiek zamknięty w szczelnie opakowanym domu bez kanalizacji po tygodniu? A jak po dwóch? Nie chcecie tego wiedzieć. Opuszczała nas powoli nadzieja, nasze komórki nie działały, zero życia wokół nas- myślałem, że oszaleję. Chudliśmy w oczach, twarze pokrywała coraz okazalsza szczecina, a nasz zapach… no cóż, jak pisałem wyżej- kanalizacji nie było. Było tez ciemno, bo okna od zewnątrz pokryte były pyłem, który gdy w końcu zaczęło wiać dotarł do nas. Nigdy jeszcze nie miałem takiej depresji jak wtedy- bez perspektyw na życie, prawdopodobnie już bez żadnych bliskich i znajomych… Porządnie mi się tam mieszało w głowie. Równie często co z Marcinem dyskutowałem z psem, jeszcze częściej sam ze sobą. Potrafiłem godzinami wpatrywać się w martwy wyświetlacz swojego telefonu w nadziei, że jakimś cudem zaraz przyjdzie sms od matki. Często płakałem.
Nie wiem, co by się stało gdyby to miało trwać dłużej, ale na szczęście nie musiałem się tego dowiadywać. Silnik samochodu wśród wszechogarniającej ciszy był słyszalny już z daleka, nie mogliśmy jedynie uwierzyć, że to naprawdę jakiś pojazd sunie drogą. Marcin od razu rzucił się do drzwi i zrywając z nich taśmę i folię do pieczenia, wybiegł na zewnątrz. Ja zostałem w progu i obserwowałem tylko jak mocno zabrudzony humvee zwalnia coraz bardziej, aż w końcu ostatecznie zatrzymuje się jakieś 30 – 40 metrów od nas. Długo nikt nie wysiadał z wojskowego wozu, ale w końcu jedne z drzwi otworzyły się, a człowiek, który wyszedł wskazał na nas palcem. Nie podobało mi się to…